środa, 31 grudnia 2014

Na kaca #3


Życie bywa niezwykle przewrotne.
Niesie ze sobą wielki wór niespodzianek.

Rok temu o tej porze, szłam z kumplem do lidla kupić jakieś stroje na wieczór.
By we trójkę, wspólnie z Lee, zaskoczyć resztę naszej paczki.
Na tę poranną wyprawę do lidla, umówiliśmy się w wigilię Sylwestra.
Wszystko spontanicznie.
Tak można tylko z tymi, którzy blisko...
Tylko z tymi, którzy blisko mogłam cała noc paradować w dziecięcym stroju rycerza ;)


Tamtego poranka i tamtej nocy nie przypuszczałam,
że lada moment ów wór się rozsypie.
Nie przypuszczałam, że wystarczy jedna, a raczej dwie myśli, by wykonać jeden mały ruch,
a nastąpi cała lawina zmian.
Po roku, jestem niby w tym samym miejscu,
a jednak w innym.
Z zupełnie innymi myślami,
ale...
z tymi samymi ludźmi!

Skład: 6 dużych ziemniaków, olej rzepakowy, sól, przyprawy ulubione (u mnie była to wędzona papryka- rewelacja odkryta na warsztatach) i czosnek granulowany);

  • piekarnik włączamy na 220 stopni,
  • ziemniaki obieramy, myjemy i kroimy w grube paski,
  • w misce łączymy je z olejem (ilości tyle, by wszystkie kawałki były nim pokryte) i przyprawami,
  • frytki przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia,
  • układamy je tak, by nie leżały jeden na drugim,
  • wstawiamy do nagrzanego piekarnika (na wyższą półkę) na 25 minut,
  • po tym czasie włączamy termoobieg i pieczemy jeszcze 10-15 minut, aż frytki się zezłocą,
  • po upieczeniu frytki odkładamy na ręcznik papierowy;



Składniki na sos: 3 łyżki majonezu, 1 żółtko, 2 łyżki oliwy z suszonych pomidorów (lub jakiejkolwiek innej smakowej, lub nie), pieprz, szczypiorek;

  • majonez miksujemy z żółtkiem,
  • dodajemy oliwę i miksujemy jeszcze chwileczkę,
  • mieszamy z pieprzem i posiekanym szczypiorkiem;

Na kaca #1 (klik)
Na kaca #2 (klik)


*****************

Dziękuję za miniony rok, za to, że ciągle tu zaglądacie.
To dla mnie niezwykłe wyróżnienie :)

Życzę Wam, by Nowy Rok był dla Was pozytywnie przewrotnym,
by dobre niespodzianki towarzyszyły Wam przez wszystkie miesiące,
i by życzliwi ludzie byli przy Was każdego dnia.

wtorek, 23 grudnia 2014

Proste życzenia z pierwszą choinką w tle...

Jeszcze niedawno życzenia typu szczęścia, radości, zdrowia...
odbierałam jako coś nudnego.
Nie można się wysilić i wymyślić czegoś bardziej ambitnego?
Czegoś bardziej dogłębnego? Z polotem?
Czegoś bardziej osobistego i szczegółowego?

 
Od jakiegoś czasu czuję prawdziwą moc tych słów.
Spokój, szczęście, radość, uśmiech, zdrowie, miłość.
To są najważniejsze uczucia i odczucia.
Czasem mam wrażenie, że jeśli będzie to pierwsze i te dwa ostatnie,
czyli spokój, zdrowie, miłość, to będzie cała reszta.


Dlatego dziś tego Wam życzę z okazji Świąt.
Spokoju, miłości i zdrowia.
Tak po prostu i tak zwyczajnie,
ale prawdziwie,
ale życzę tego co jest najważniejsze,
i tego wszystkiego co zawiera się w tych prostych słowach.


A te kadry to z naszej pierwszej wspólnej choinki.
W zasadzie, też z mojej pierwszej! :)
Nigdy w dorosłym życiu nie miałam choinki!
I ta jest taka idealna... ;)

sobota, 20 grudnia 2014

Sałatka śledziowa z ziemniakami, fasolą, szczypiorkiem, czyli smaki do których trzeba dojrzeć

Pamiętam, że gdy byłam dzieckiem,
w czasie wigilijnej kolacji nie jadłam większości potraw.
Zupy grzybowej, wszystkich ryb,
śledzi oczywiście, pierogów z kapustą i grzybami.
Mam wrażenie, że jadłam tylko sałatkę jarzynową.

Nie mam wspomnienia, że rodzice zmuszali mnie do jedzenia czegoś.
I to nie tylko w wigilię, ale przez cały rok i lata.
Wręcz pamiętam, że musieli przed małą Alą chować grzybki w occie. ;)


Pamiętam zapach smażonej wątróbki.
Jak ja uwielbiałam ten zapach!
Samego mięsa nie tknęłam.
Nie lubiłam jeszcze całej masy rzeczy...
Nie wiem czy rodzice mieli z tym problem.
Ja go nie miałam.
I myślę, że w dużej mierze dzięki temu, dziś jem...
wątróbkę, grzybową, pierogi, ryby, śledzie!
I całą masę innych rzeczy. ;)

Jestem przekonana, że do pewnych smaków trzeba dojrzeć.
Śledzie, tatar, może i podroby,
ale ogromny wpływ na nasze późniejsze jedzenie ma podejście rodziców
i innych dorosłych osób, które towarzyszą nam w dzieciństwie.
Nie zmuszać! :)
Zatem dziś, wigilijna, dorosła ;) sałatka śledziowa. :)


Skład: 6 filetów śledziowych, 4 ziemniaki ugotowane w mundurkach, puszka fasoli, 1 duża cebula garść natki pietruszki, pęczek szczypiorku, olej rzepakowy, sok z cytryny, pieprz, sól, odrobina kurkumy;
  • śledzie moczymy 1-2 godziny, następnie kroimy w dużą kostkę,
  • ugotowane ziemniaki obieramy. kroimy w kostkę, przerzucamy do miski i skrapiamy olejem doprawiając pieprzem,
  • cebulę obieramy, kroimy drobno, dodajemy do ziemniaków, skrapiamy sokiem z cytryny i olejem,
  • fasolkę odsączamy, dodajemy do reszty składników wraz ze śledziami, ewentualnie solimy
  • dodajemy posiekany szczypiorek, matkę i kurkumę,
  • całość mieszamy, jeśli potrzeba skrapiamy sokiem z cytryny i olejem;


A Wy jakie macie wspomnienia? Czego nie jedliście i dziś jecie? :)

Inspiracja: Palce lizać nr 44 (198)

wtorek, 16 grudnia 2014

Świąteczny chleb z owocami

Doradca pośpiech.
Bardzo go nie lubię.
On rzadko dobrze radzi.



Weekend spędzony na ZaRzekowych porządkach spowodował, że za grudniowy chleb mogłam zabrać się w niedzielę wieczorem.
Wszystko poszło zgodnie z planem.
Przygotowałam co trzeba na poniedziałkowe popołudnie.
A wtedy zabrzmiał telefon, że wieczorem będziemy mieli gości.
W domu sajgon.
Dosłownie sajgon.
I rozgrzebany chleb.
I ja w domu sama.
A chleb nie chce się zagnieść.
Musiałam dodać dwa razy więcej wody, 2 razy więcej masła,
owoce wgniotłam w ciasto wyjątkowo niedbale.
W myśl zasady "niech się dzieje co chce".
Zaczęłam ogarniać dom i wtedy się dowiedziałam, że goście wpadną, owszem, ale...
w inne równie ważne dla nas miejsce* :)
Tak więc cały pośpiech okazał się zbędny i jestem przekonana, że gdyby nie on mi wczoraj doradzał, chleb wyszedłby mi porządniej. :)
Jednak nie ma tego złego - mieszkanie ogarnięte. :D



Dzisiejszy chleb, dzięki dodatkom i dłutotrwałemu przygotowaniu, jest iście świąteczny!
Przepis znalazła Amber w książce Artisan Breads, a jego autorem jest Jan Hedh.

Skład (proporcje na 2 bochenki, podaję zgodnie z recepturą, a w nawiasie sa moje uwagi): 
Dzień 1:
moczenie: 225 ml suszonych moreli, 125 ml suszonych rodzynek (ja dałam żurawinę), 750 ml wody;
  • morele zalewamy 500 ml wody i moczymy 24h,
  • rodzynki (żurawinę) zalewamy 250 ml wody i moczymy 30 minut,
  • po upłynięciu czasu owoce odsączamy, 
  • morele kroimy na ćwiartki;
starter: 170 ml mąki pszennej chlebowej, 1/4 łyżeczki drożdży instant, 40 ml wody plus 1/2 łyżki do rozpuszczenia drożdży, 1/2 łyżeczki soli;
  • mąkę zalewamy wodą i drożdżamy rozpuszczonymi w wodzie,
  • wyrabiamy ręcznie lub na małych obrotach miksera przez 10 minut,
  • ciasto przekładamy do plastikowego i naoliwionego pojemnika i odstawiamy do lodówki na 24h;


Dzień 2: 
900 ml mąki chlebowej, 80 ml mąki żytniej, 80 ml mąki graham (ja dałam pełnoziarnistą), 25 ml cukru muscovado (ja dałam brązowy cukier), 225 ml wody (ja dałam około 2 razy więcej), 1,5 łyżeczki drożdży, 4 łyżki masła (dałam więcej), 2 łyżeczki soli;

Dodatkowo: 50 ml mąki, 80 ml orzechów, 40 ml pistacji (dałam tylko pistacje, orzechów nie zdążyłam rozłupać), 1 łyżka rozpuszczonego masła do posmarowania chleba;
  • mąki mieszamy z cukrem, dodajemy starter, wodę i drożdże i zagniatamy na niskich obrotach (ja ręcznie) przez 5 minut,
  • dodajemy masło i chwilę zagniatamy aż ciasto będzie plastyczne,
  • morele, rodzynki (żurawinę), orzechy, pistacje mieszamy z mąką (50 ml),
  • dodatki delikatnie wgniatamy w ciasto,
  • ciasto umieszczamy w naoliwionym pojemniku z przykrywką i odstawiamy do wyrośnięcia na 60 minut,
  • po 30 minutach przebijamy ciasto,
  • blat obsypujemy mąką, wykładamy ciasto i dzielimy je na dwie kule,
  • przykrywamy kule ściereczką i zostawiamy na 10 minut,
  • kule spłaszczamy, formujemy bochenki, smarujemy masłem i przekładamy do prostokątnych foremek; 
  • bochenki posypujemy mąką żytnią, przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia (podwojenia objętości) na 60-90 minut,
  • piekarnik nagrzewamy do 250 stopni,
  • foremki wkładamy do piekarnika i spryskujemy go wodą,
  • po 5 minutach zmniejszamy temp. do 180 stopni,
  • po 10 minutach uchylamy piekarnik, by wypuścić parę,
  • hchleby pieczemy 40-45 minut (w sumie piekłam około 55 minut),
  • bochenki wyjmujemy z foremek, wkładamy do pieca i pieczemy jeszcze przez 5 minut,
  • wyłączamy piekarnik, uchylamy drzwiczki i zostawiamy chleby do wystudzenia,
  • chleb dobrze przechowuje się w plastikowych pojemnikach.


Chleb jest bardzo smaczny i wart takiego nakładu pracy. :) Nam najbardziej smakuje po prostu z masłem. :) Co ważne, chleb bardzo fajnie rośnie. :)

Lista piekących:
BajkoradaFabryka kuchennych inspiracjiGrahamka, weka i kajzerkaKuchennymi drzwiamiKuchnia GuciaNie tylko na słodkoNieład malutkiOgrody BabilonuSmakowe kubkiUgotujmy to

* o tym miejscu opowiem za jakiś czas :)

czwartek, 11 grudnia 2014

Warsztaty kulinarne z Martą Dymek

Z okazji moich ostatnich urodzin dostałam m.in. karnet na warsztaty kulinarne.
Warsztaty z Martą Dymek (Jadłonomia), czyli warsztaty wegańskie.
Czy muszę mówić jaka była moja radość gdy otworzyłam ten prezent? :)
Tak na marginesie - prezenty jakie dostałam w tym roku, oraz niespodzianki jakie mnie spotkały były wyjątkowe.
Aż tak, że na urodzinowej imprezie byłam pijana ze szczęścia. :)
Lubię wspominać tamten czas, ale dziś o warsztatach.
Odbyły się one w ostatnią niedzielę w poznańskim Spocie.
Klimat miejsca rewelacyjny. Ściany w cegle, pomieszczenia tak wysokie, że ciężko je było ogarnąć aparatem. ;) Wszak to budynek po XIX-wiecznej elektrowni.



Bardzo byłam ciekawa jaka rzeczywiście jest Marta i jak będą wyglądały same warsztaty.
Nie byłam do tej pory na żadnych i nie ukrywam, że czułam lekki stresik. ;)
Czy sobie poradzę, czy nie będzie zbyt trudnych zadań do wykonania.
Stres był bezzasadny, ale o tym za chwilę.

Jadłonomię odwiedzam od dłuższego czasu. Bardzo lubię bezmięsne dania, a ten blog jest kopalnią pomysłów.
Martę kojarzę z tv i wydawała mi się osobą wyniosłą.
Nic bardziej mylnego!
W rzeczywistości jest bardzo sympatyczna, otwarta, miła, bardzo pomocna i rozmowna.
Bezsprzecznie to był ogromny plus warsztatów. :)

Zostaliśmy podzieleni na 3 kilkuosobowe grupy.
Każda grupa miała do zrobienia 3 dania, na podstawie receptur Marty.
Moja grupa przygotowała:


carpaccio z buraka posypane wegańskim parmezanem
parmezan oczywiście robiłyśmy same i to jest przepyszne odkrycie! :)


aloo gobi, czyli curry z kalafiora z cynamonowym ryżem 
(to danie to mój faworyt - dziś na obiad),


sałatkę z blanszowanego jarmużu, awokado, pomidorków, polaną sosem z tahiną oraz srirachą 
(bardzo pikantny sos - kolejne odkrycie).

Dania pozostałych grup:


sałatka z pieczonej marchwi z wodą pomarańczową


czerwona kapusta z syropem daktylowym


sałatka z jarmużu z jabłkami


wietnamskie bagietki z tofu z masłem orzechowym (pycha!)


pieczona marchew z tahiną i granatem


krem kalafiorowy z czipsami kalafiorowymi (bardzo dobry)

Jak widać, większość dań to sałatki. Z warzyw surowych, pieczonych lub gotowanych.
Zrobienie sałatki to nie taka znowu filozofia. ;)
Przyznam szczerze, że wykonanie powyższych dań nie było dla mnie wyzwaniem. Z zadaniem uwinęłyśmy się bardzo szybko. Każda z nas robiła co innego, więc w zasadzie nie było możliwości by samemu zrobić jedno danie od a do z.
Wszystkie dania były smaczne, jednak każde z nich miało w sobie wyrazisty składnik, np. sezam, kumin, masło orzechowe. Tyle dań z tak mocnymi akcentami to dla mnie zbyt wiele. ;) Nie mogłam zjeść tego dużo i się najeść. ;)



Na warsztatach zabrakło mi nowinek (mimo, że poznałam kilka fajnych składników, których będę używać w kuchni i tak czuję niedosyt ;)), trików, trudniejszych dań do wykonania.
Odtworzenie przepisu, który leży na stole to naprawdę nic trudnego i nic nowego. A do tego pan podający nam większość składników ;)

Jakie nie byłyby moje odczucia i obserwacje, to jedno jest pewne.
Było to dla mnie bardzo fajne i pozytywne przeżycie, dzięki któremu wiem jak mogą wglądać takie spotkania i jakie są moje potrzeby.
Kolejnym plusem było to, że na warsztatach byłam z Gosią, a Panowie w tym czasie zwiedzali Poznań. ;)

To była dobra niedziela!

P.S. A to zdjęcie z trasy. Ktoś chciał poczuć wiatr we włosach ;)


czwartek, 4 grudnia 2014

Pomarańczowy gulasz z plackami z kaszy gryczanej

W blogosferze zapanował świąteczny nastrój.
Świąteczne potrawy,
świąteczny wystrój,
kalendarze adwentowe,
pomysły na prezenty...

Chciałabym być tak zorganizowana, by na miesiąc przed świętami myśleć już tylko o świątecznym menu.
Może kiedyś się uda?
Póki co, na głowie sporo rzeczy,
a dodatkowo, bardzo dużo czasu spędzam w kuchni.
Nie gotuję nie wiadomo ile, ale zajmuje mi to dużo czasu.
Kolejny dowód na złą organizację? ;)
Bywa tak, że codziennie muszę po coś skoczyć do sklepu,
nawet w czasie gotowania.
Bywa, że nagle chcę ugotować coś innego i znów zmiana planu, zakupy...
No i to zmywanie sterty naczyń! ;)



Czasem próbuję zapanować nad tym chaosem,
ale efekty bywają... ekhm, różne ;)
Może Wy macie jakiś sposób na to wszystko?

Ja póki co, zapraszam na obiad. :)
Przepyszny gulasz z przepisu Karola Okrasy.

Skład na gulasz: 1 kg mięsa (np. polędwica wieprzowa, schab, karkówka), 40 g mąki pszennej, 400 g marchewek (4-5 średnich sztuk), 2 cebule, 3 ząbki czosnku, 1 pomarańcza i skórka starta z połowy pomarańczy, 2 łyżki miodu, kilka sztuk goździków, 3 liście laurowe, majeranek, szczypta cynamonu, 250 ml piwa, 500 ml wody, biały pieprz, sól;
  • mięso kroimy w kostkę, doprawiamy pieprzem i solą i mieszamy z mąką,
  • rozgrzewamy patelnię, wlewamy olej rzepakowy, na którym smażymy na złoto mięso,
  • cebulę kroimy w dużą kostkę, czosnek w małą,
  • marchewkę kroimy w plastry,
  • usmażone mięso przekładamy do garnka,
  • tę samą patelnię stawiamy na gaz, wlewamy miód,
  • gdy miód zacznie się pienić wrzucamy na niego cebulę i czosnek,
  • gdy się zeszklą dodajemy marchewkę, mieszamy,
  • dodajemy cynamon, goździki, majeranek, liście laurowe, całość mieszamy,
  • wlewamy piwo, doprowadzamy do wrzenia,
  • dodajemy skórkę pomarańczową, mieszamy,
  • całość przekładamy do mięsa,
  • wlewamy wodę,
  • pomarańczę obieramy, filetujemy i jej cząstki i sok dodajemy do reszty składników,
  • gulasz gotujemy 1-1,5 godziny (do miękkości mięsa i marchewki).


Placki skład: 400 g ugotowanej kaszy gryczanej (mniej niż 200 g suchej), 1 średni por, 1 duży surowy ziemniak, 2 małe ząbki czosnku, 2 jaja, 50-60 g mąki, sól, pieprz;
  • ziemniaka obieramy i ścieramy na tarce o grubych oczkach,
  • pora kroimy w kosteczkę,
  • do miski wrzucamy ugotowaną kaszę, startego ziemniaka, jaja, pokrojonego pora, starty ząbek czosnku, 
  • doprawiamy pieprzem i solą,
  • dodajemy mąkę,
  • mieszamy ręką,
  • piekarnik ustawiamy na 180 stopni (termoobieg),
  • rozgrzewamy patelnię i wlewamy olej rzepakowy,
  • nakładamy czubatą łyżkę kaszy i formujemy nie za cienkie placki,
  • usmażone placki przekładamy na blachę wyłożoną papierem do pieczenia,
  • wszystkie placki wkładamy na 5 minut do piekarnika,
  • wyjmujemy placki na talerz, polewamy sosem;


Bardzo Wam polecam ten przepis. U nas wszedł do stałego menu :)

Odkąd w Trójce pojawiła się nowa piosenka Piotra Bukartyka (jest w bocznym pasku), nie mogę przestać jej słuchać. :)

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...